• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

czerwone-szpilki

kobiecość i feminizm w jednym Bo nic tutaj nie jest przypadkowe... Tematyka artów podobnie jak nazwa zawiera w sobie dwa elementy szpilki: jako symbol niebezpiecznego narzędzie kobiety, którym łatwo wyrządzić krzywdę, a który jednocześnie dodaje seksapilu, uwodzi. czerwony: kolor silnie nacechowany emocjami, symbol miłości, namiętności.

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
31 01 02 03 04 05 06
07 08 09 10 11 12 13
14 15 16 17 18 19 20
21 22 23 24 25 26 27
28 29 30 01 02 03 04

Strony

  • Księga gości

Linki

  • Chamine
    • gdybym Ci powiedziała...
  • słowa
    • Beata Paszkowska
    • Iwona Krysztofiak
    • Iza Tarasiuk
    • Joanna Werpechowska
    • Justyna Gronostajska
    • Kamila Kalinowska
    • Kasia Matyszczyk
    • Katarzyna Perczyńska
    • Katarzyna Trybułowska
    • Magdalena Korlak
    • Marta Gryniewicka
    • Michalina Kryska
    • Paulina Radomska
    • Ula Mróz
    • Ula Walendziuk

Archiwum

  • Czerwiec 2010
  • Kwiecień 2009

Najnowsze wpisy

Szczęścia nie ma. Małżeństwo

 

"Małżeństwo nie powinno być zawierane w stanie chorobowym, jakim jest tak zwane zakochanie. To powinno być prawnie zakazane. Jeśli nie przez cały rok, to przynajmniej od marca do maja, kiedy ten stan staje się z powodu zakłócania mechanizmu wydzielania hormonów powszechny i objawy szczególnie nasilone. Powinno się najpierw iść na odwyk, porządnie się odtruć i potem dopiero powrócić do myśli o małżeństwie."

J.L.Wiśniewski, S@motność w sieci

 

 

To przerażające, ale chyba doszłam do wniosku, że nie rozumiem po co ludzie się ze sobą wiążą… Na tyle małżeństw, z iloma miałam styczność, znam tylko jedną parę, która jest ze sobą szczęśliwa. Cała reszta? To osoby z milionem pretensji do siebie nawzajem. To straszne… A jeszcze bardziej dziwi mnie mnie, że to ja stawiam taką tezę: każda rodzina ma w sobie wpisane jakieś cierpienie, z zasady nie ma rodzin szczęśliwych, długo…

 

Więc po co się ta cała otoczka najważniejszego celu w życiu człowieka i kobiety? Po co ludzie wiążą się ze sobą? By się wzajemnie gnębić? Obrażać, wściekać na siebie? By w dalszej kolejności, taki wrogi obraz świata przedstawiać swym dzieciom? Podobno owocom miłości? A przecież nie powinno się krzywdzić tego, co się kocha.

 

 

To choroba – genetyczne programowanie zabawy w szczęście. Szczęścia na świecie nie ma. Jest, odwiedza ludzi czasami, z przypadku, zdarza się że los przymyka oko i obdarowuje chwilami radości. Ale to nie trwa długo. Tzn. zależy jak kto na to patrzy. Bo można cieszyć się życiem i szybko zapominać o tym co złe, a można mieć pretensje do siebie i otocznia, o to że wciąż nas karci.

 

Ale wybór partnera, z którym się jest do końca, a przynajmniej ze względów formalno-prawnych i papierkowych - do momentu rozwiązania małżeństwa ; to przecież nie jest kwestią przypadku, czy wyliczanki. To decyzja, na którą ludzie się piszą odpowiedzialnie, z przeanalizowaniem wcześniejszych za i przeciw, z rozsądkiem. A mimo to, męczą się później ze sobą, bywają sobą znudzeni, czasami reagują na siebie wręcz „alergią”. To straszne… Przerażające… Może i ludzkie, ale nie odpowiada mi ta norma…

 

Jestem kobietą, to chyba normalne, że zawsze marzyłam o szczęśliwej rodzinie, kochającym mężu, takim, który będzie mnie szanował i doceniał. O dzieciach, które byłyby czymś najpiękniejszym, co właśnie nam: kobiecie i mężczyźnie, mogło by się przydarzyć. Byłyby nasze, wspólne. To był by rodzina. Tylko, że ten cały obraz właśnie mi się rozmywa…

 

Koszmar…

 

 

 

Na realia z dzisiaj widzę to wszystko jako horror…

Zmęczona wściekła matka, nienawidząca swego męża, a już w delikatnej tylko skrajności po prostu mająca do niego niestworzone pretensje. O  to, że nie pomaga, o to że go nie ma, o to że pije, o to że nie zajmuje się niczym sensownym ,  o to że nic nie potrafi, o to że…. O wszystko… wszystko jest dobrym powodem do awantury…

 

Mąż… Mężczyzna, który zmęczony wiecznym krzykiem kobiety i płaczem dzieci, ma już dość tego bagna, w które się wpakował. Ma dość bycia poniżanym i tych wrzasków o wszystko… Największych pretensji o to, że co po w ogóle pojawił, się w Jej życiu. Wszystko spieprzył. Teraz to ona przecież musi harować jak wół, by utrzymać rodzinę. Ona musi! Bo Ona.. Ona.. Ona…

 

A oboje czasami wracają do myśli sprzed kilku godzin, zanim stanęli przed ołtarzem. „Będziemy idealną rodziną. Bajkową! Nie popełnię żadnego w tych błędów, które znam z własnego życia. Dam jej/mu to wszystko co najlepsze. To będzie piękne życie.  Nasze życie  … " .

 

Jak w tym wszystkim odnaleźć czas na miłość, zrozumienie… Chcieć jeszcze się kochać i być ze sobą dlatego, ze ten ktoś obok… JEST, BYŁ, BĘDZIE wyjątkowy. Jest ze mną, bo kocha.

 

 

Wiem, że życie jest podobno dokładnie takie, jakim je sami zrealizujemy… Ale chyba zaczynam w to wątpić…

04 czerwca 2010   Komentarze (2)
małżeństwo   brak szczęścia  

Relacje: Wenus, Mars


Relacje i potrzeby komunikacyjne u obu płci są zupełnie różne. Zastanawiający stał się zatem fenomen silnego przywiązania i przyjaźni między kobietami, które przecież mimo, iż nie są ze sobą spokrewnione traktują siebie nawzajem jak siostry. Natomiast łącząca je więź, nabiera często intymnego charakteru. Ich relacje opierają się nie tylko, jak w przypadku mężczyzn, na wzajemności („Ja pomogę tobie, ty pomożesz mi”) lecz również na emocjonalnej współzależności, wychodzącej często poza wzajemne wyświadczanie przysług. Przyjaźnie kobiet są zawsze intensywne, nacechowane poczuciem wspólnoty i wzajemnym zaufaniem.


Na całym świecie kobiety są określane jako cieplejsze i troskliwsze od mężczyzn. Przewyższają ich także pod względem czułości i towarzyskości. Zatem ich kontakty oraz komunikacja zarówno w sensie ilościowym, jak i jakościowym ma zupełnie inny koloryt, niż wspólne relacje między samymi mężczyznami. Już od dzieciństwa dziewczynki lubią mieć jedną lub dwie bliskie koleżanki, podczas gdy chłopcy bawią się w większej grupie, gdzie liczy się raczej zbiorowość, niż bycie we dwóch. Nie znaczy to jednak, że nigdy nie wchodzą oni w relacje z pojedynczymi kolegami. Chłopcy przechodzą od jednego partnera zabawy do drugiego, spędzając z każdym z nich mniej czasu, niż statystycznie dziewczynki ze swoimi koleżankami, z którymi notabene budują przyjaźń dłużej. W okresie dojrzewania natomiast dziewczęta wyżej cenią relacje międzyludzkie oraz wrażliwość. Chłopcy natomiast dominację i wytrzymałość. 
Jednak pod pewnym szczególnym względem relacje miedzy kobietami sprawiają wrażenie bliższych, niż koleżeństwo mężczyzn. Między córami Wenus zachodzi wymiana. Rozmawiają one ze sobą o wszystkim, co je niepokoi, co dotyka ich osobiście, poszukują także opinii innych w danej sprawie, dzielą się ze sobą szczęściem. Podczas gdy mężczyźni z reguły trudne sprawy pozostawiają wewnątrz siebie. I choć między nimi występuje porównywalny z kobiecym poziom otwierania się, to jednak ma on formę mniej refleksyjną. Dotyczy też często innych sfer, tematów. Ujawniają oni szczególnie niechętnie własne negatywne emocje, takie jak przygnębienie, smutek, lęk, złość czy strach. Opis tych trudniejszych doświadczeń znacznie chętniej mężczyźni rezerwują dla kobiet. Często też oceniając swoje rozmowy z kobietami, jako bardziej znaczące i intymne. Przyznają, iż głębiej się w nich odsłaniają, czerpią też z nich większą przyjemność i satysfakcję, niż w podobnych relacjach w obrębie tej samej płci. 

Miarą bliskości jest otwieranie się przed drugim – to na ile dzielimy się z innymi sobą. W obrębie tej samej płci to poczucie przywiązania jest budowane na podstawie wspólnych zainteresowań. Jednak inne są tematy rozmów kobiet i mężczyzn. Ci ostatni prowadzą dyskusje znacznie częściej na tematy sportu, biznesu, polityki, wydarzeń; podczas gdy panie debatują o sprawach osobistych, takich jak uczucia, relacje z innymi, bądź własne problemy. Wynika to też z przywiązywania większej uwagi do podobnych postaw i wartości w przypadku płci żeńskiej. Dlatego też często kobiety wręcz prowokują takie rozmowy, natomiast dla mężczyzn charakterystyczne stają się niewerbalne oznaki unikania ich. 
Inne są też reakcje na stres w obu przypadkach. Dziewczęta i dorosłe kobiety pod jego wpływem zwykle uzewnętrzniają własne trudności. Nierzadko towarzyszy im przy tym smutek, zmęczenie, czy też poczucie wyobcowania. W przypadku mężczyzn uzewnętrznianie trudności odbywa się w formie antyspołecznych zachowań oraz wrogości. 

Córy Wenus przywiązują większą wagę do tych aspektów swojej tożsamości, które związane są z relacjami we wspólnocie. Panie bowiem, określają siebie poprzez odniesienie się do związków z innymi ludźmi. Relacje zajmują w ich życiu centralne miejsce. Ma to swoje minusy. Niepowodzenia w tej dziedzinie mogą mieć bardzo negatywny wpływ na zdrowie psychiczne, gdyż samoocena jest skorelowana z zaangażowaniem osobiste kontakty z ludźmi. Towarzyszyć im więc może depresja interpersonalna, charakteryzująca się obawą przed odrzuceniem ze strony innych. Z drugiej perspektywy depresje samokrytyczne spotyka się częściej u ludzi zaabsorbowanych kwestią własnej wartości, którzy najbardziej obawiają się ujawnienia własnej niekompetencji lub niepowodzenia w osiąganiu osobistych celów, czy spełnianiu standardów. Mężczyźni pod tym względem są bardziej podatni na tą ostatnią. 

Istnieją także potwierdzone badaniami wyraźne dowody na to, iż kobiety są lepszymi specjalistkami i strategami na polu relacji międzyludzkich. Ową wrażliwość interpersonalną odczytywano przyglądając się umiejętności weryfikowania, śledzenia informacji niewerbalnych z postaw ciała, intonacji i wyrazu twarzy. Również podczas rozmowy kobiety wykazują większe niż mężczyźni zaangażowanie tym, aby właściwie odczytać stan umysłu drugiej osoby. Wyrazem tego jest bogatsza ekspresja mimiki twarzy, częstsze uśmiechanie się, wyraźniejsze odzwierciedlanie własnego stanu emocjonalnego, bardziej intensywna gestykulacja i mniejszy dystans fizyczny do rozmówcy. 

Ponadto skłonność do empatii u obu płci jest motywowana innymi pobudkami. Mężczyźni rzadko przyjmują punkt widzenia partnera, a jeśli już to zwykle po to by zyskać instrumentalną kontrolę nad interakcją. Panie zaś dla wewnętrznej satysfakcji i poczucia bliskości z drugą osobą.

Dla kobiet przyjaciółki stanowią bliski substytut rodziny. Bardzo silne jest poczucie lojalności i wzajemnego zaufania. Wsparcie żeńskich sprzymierzeńców w dużym stopniu, więc determinuje i pomaga w radzeniu sobie z różnymi sytuacjami. Zapewniają one zaspokojenie tych potrzeb kobiecej natury, których trudno szukać w relacjach z mężczyznami, czy nawet partnerem. Wykorzystując narzędzia językowe tworzymy i utrzymujemy relacje bliskości i równości, a także w akceptowany sposób krytykujemy innych dbając o właściwe zrozumienie tego, co chcieli nam zakomunikować.

Ewolucyjna potrzeba dominacji i udowadniania, iż jest się lepszym od innych rywali, silnie determinuje kontakty między tą samą płcią w przypadku mężczyzn. Tak ważne dla nich różnice w statusie dzielące ich od innych, mają swoje implikacje dla zawieranych przyjaźni. Ze względu na to, że zawsze podświadomie występuje element walki, rywalizacji, mężczyźni wystrzegają się nawiązywania bardzo bliskich przyjaźni. Odsłanianie się przed innymi mogłoby przecież zostać wykorzystane przeciwko nim samym. Zatem jeśli mężczyzna nie ujawniają osobistych informacji, inni ludzie nie są w stanie zrozumieć jego zachowania, nie mogą oni też przewidywać i go kontrolować. To przynajmniej teoretyczne założenie ewolucyjnej podświadomości. 
Choć mężczyźni ujawniają pewne fakty, które ich dotyczą, są w tym znacznie mniej skorzy do dzielenia się emocjami od kobiet. Rozmowy, które zwykle prowadzą między sobą, koncentrują się na wspólnych działaniach lub tematach mało osobistych. Mężczyźni poprzez bliskość, z innymi mężczyznami, odmienne niż kobiety, rozumieją wspólne podejmowanie działań. 

Mimo wszystkich różnic występujących pomiędzy obiema płciami, szkoda że werbalny kontakt i wzajemna rozmowa to wciąż trudna sztuka. W pewnym momencie pozostaje tylko niepokojąca cisza… 


Jesteśmy z innych planet, czy po prostu brakuje chęci zaangażowania?

 

 

21 kwietnia 2009   Komentarze (5)
przyjaźń   komunikacja  

Kobieca Atrakcyjność...

Piękne kobiety wierzą w swoją inteligencję,
Kobiety inteligentne nie wierzą w swoja urodę.
P.R. Picassa

 

Tak mało w około dowartościowanych kobiet. Kobiet pewnych swojej urody i własnych atutów, a przez to emanujących tym, co w nich najpiękniejsze - pewnością siebie i kobiecością. Gdyby przyjrzeć się temu jak Panie postrzegają własny wygląd – ciało - siebie – nie ma szans, by usłyszeć z ich ust coś pozytywnego o sobie. Nie wymienią one żadnej cząstki swojej zewnętrznej aury, którą by doceniały. Słychać wciąż tylko głosy pełne żalu, marudzenia, iż „tyle rzeczy mi się w sobie nie podoba…”. Czy naprawdę jest, aż tak źle? Czy nie ma wokoło kobiet zasługujących na to by powiedzieć o nich, że są faktycznie ładne? Móc wyznać którejś z nich, iż jest piękna?

Kwestia akceptacji samej siebie to trudna sztuka. Przez niektórych może nawet nie do końca wypracowana. Ale pytanie brzmi: Dlaczego tak trudno kobietom pobudzić ją do działania? A może trafniejszym czasownikiem byłoby słowo: ”obudzić”? W końcu rodzimy się z pewnym zasobem cech, które bledną, bądź nabierają intensywnych odcieni w momencie konfrontacji z naszymi osobistymi doświadczeniami oraz pod wpływem tego, co lub kogo spotykamy w życiu. Brak konstruktywnego podejścia do własnego wyglądu, a także samej siebie, to wynik ciągłej gonitwy za opinią innych. Zdanie otoczenia często jest ważniejsze niż nasze własne. Tak właśnie formułuje się osobista opinia o nas samych. Niezaprzeczalnym więc faktem jest to, iż kształtuje nas otoczenie. To ono wywiera największy wpływ na to, jak postrzega siebie kobieta. Czy w lustrze widzi zakompleksioną, postać z licznymi fałdkami, rozstępami bądź krzywymi nogami; a może osobę całkowicie zadowolona z siebie, pomimo swoich wad i niedociągnięć urody.

Zabawne jest, jak wiele pań faktycznie obdarzonych czymś wyjątkowym w swym wyglądzie, w ogóle tego nie zauważa, powtarzając utarte: „jestem brzydka” .Chętnie bym sparafrazowała jeden z moich ulubionych cytatów: „Nie ma brzydkich kobiet, są tylko takie, które nie potrafią o siebie zadbać” – zamieniając go na: „Nie ma brzydkich kobiet, są tylko takie, które nie dostrzegają w sobie piękna”. A więc - czemu go nie dostrzegają? Aby obudzić tę sferę pewności siebie niezbędna jest opinia innych. To głownie właśnie ona wywiera na nas wpływ. 

Kobiety nie cieszą się z tego, czym obdarzyła je natura, gdyż rzadko słyszą coś miłego na swój temat. Jak więc mają nauczyć się tolerować siebie, skoro nawet otoczenie, im w tym nie pomaga.
Środowisko nie wskazuje na to, iż są w jakiś sposób wyjątkowe – więc jak mają to dostrzec?
Gdyby płeć piękna miała częściej styczność z komplementami, okazywanymi nawet ot tak, w końcu odkryłaby w sobie wdzięk, urodę oraz te atuty własnego wyglądu, które warto podkreślać, być z nich dumnym, a już na pewno zadowolonym. Dzięki temu, kobiety nabrałaby także pewności siebie - która w końcu tak bardzo przyciąga wzrok i skupia na sobie uwagę innych. 

Problem więc tkwi w braku okazywania szczerych, miłych uwag? Tak, poniekąd. Poza akceptacją samej siebie przez płeć piękną, dostrzeganiem ukrytych w sobie wartości, a także sztuką dotarcia do własnej osobowości i zaspokajania tych wymagań i potrzeb, jakich oczekujemy od innych; komplementy pełnią równie ważną rolę.

Istnieją więc dwie zasadnie kwestie – napędzające się nawzajem. Po pierwsze, faktem jest, iż rzadko chwalimy siebie nawzajem, okazujemy sobie przyjemne gesty, bądź ofiarowujemy miłe słowa. Sformułowanie „ofiarowujemy” nie jest tutaj przypadkowe – gdyż związany jest z nim brak otrzymania czegoś w zamian. Kobiety bardzo często w momencie otrzymania przychylnej uwagi na swój temat, wypierają się jej jak tylko mogą lub spłycają ją - zamiast uśmiechnąć się, podziękować. Niejednokrotnie też automatycznie analizują, cóż mógł oznaczać taki komplement i co się pod nim kryje – w końcu nic za darmo. „Czego więc oczekuje ów adorator?”. Taka reakcja niejednokrotnie wcale nie zachęca panów do wyrażania kolejnych przychylnych komentarzy. Zwłaszcza, gdy trzeba się dodatkowo wówczas konfrontować z niską samooceną osoby, której chciało się sprawić przyjemność. 
Inną stroną tej napędzającej się pętli, jest kwestia tego, iż nasza mentalność nie pozwala nam być na tyle otwartymi ludźmi, aby swobodnie wypowiadać swoje myśli. By dać upust zadowoleniu, zauroczeniu daną obcą osobą, spotkaną na ulicy – w postaci miłych słów skierowanych do niej - właśnie ot tak, bez żadnych ukrytych intencji. Dlatego też, prawie niespotykane są sytuacje zaczepiania kobiet przez nieznajomych, tylko po to, by wyrazić swój zachwyt jej urodą, a może po prostu tym, w jaki sposób się porusza czy też jak wygląda. 

Gdyby więc płeć piękna zmieniła nastawienie do komplementów, a mężczyźni okazywali je częściej – tak bezinteresownie, istnieje duża szansa na ich dowartościowanie. Odkrycie czegoś niesamowitego - powtarzanej przeze mnie kobiecości. Nic tak nie buduje, nie ożywia jej, jak całkowita akceptacja własnej osoby, pewność swoich atutów, a także umiejętność ich podkreślania. W końcu świadomość własnego uroku, seksowności, faktycznie podnosi naszą ocenę w oczach innych.

Ale czy dowartościować się możemy tylko dzięki innym? Nie. Wystarczy jedynie samemu dostrzec w sobie, to co jest najlepsze, najpiękniejsze, cenne. Być tego świadomym. To takie samozaspokojenie, jednocześnie mocno ugruntowujące własną osobowość. 

A zatem, zamiast po raz kolejny użalać się nad sobą, iż nikt nie zwraca na nas uwagi, bądź posiadamy w sobie tyle wad, a na świecie istnieje tysiące bardziej urodziwych kobiet, może czas najwyższy po prostu zmienić nastawienie?

Kobieta piękna – to kobieta świadoma tego.



18 kwietnia 2009   Komentarze (8)
uroda   kobiecość   atrakcyjność   komplementy  

Czerwono mi....

"Nie wyobrażam sobie mężczyzny, który zniósłby dziesięciokilometrowy bieg w pełnym uzbrojeniu podczas okresu i nie zemdlał. Niektórzy mdleliby już na sam widok krwi. Jestem prawie pewny, że gdyby mężczyźni mieli „swoje dni", byłyby to z pewnością dni wolne od pracy. Zagwarantowane odpowiednią ustawą lub najlepiej dekretem."

J.L.Wiśniewski "Czy mężczyźni są światu potrzebni?" 

 

 

Wzmożona potrzeba czułości, wyrozumiałości i choć kilku ciepłych słów lub gestów. To niewielki wymóg wobec mężczyzn w obliczu…. miesiączki
 
Zastanawia mnie dlaczego tak ciężko czasami panom odnaleźć zrozumienie dla trudniejszych dni kobiet. Menstruacja to naprawdę wyczerpujący fizycznie i psychicznie okres. Towarzyszące mu: nieopisany ból, promieniejący w dole pleców, drętwienie wszystkich mięśni, zawroty głowy, niejednokrotnie omdlenia i wymioty… i brak opieki, zrozumienia ze strony mężczyzn… Co więcej często również jakiegokolwiek współczucia, a nierzadko zarzuty w sytuacji tzw. napięcia przedmiesiączkowego wyrażane w krótkim, nietaktownym zdaniu: „Ty znowu masz okres?!”. A nawet jeśli… to nie powinieneś drogi Mężczyzno się tak oburzać z powodu naszych zmiennych, drażliwych nastrojów. To też NIE jest dla Ciebie argument, aby wyrażenia „okres” używać wobec nas – kobiet; w negatywnym kontekście. Bowiem często Panowie nadużywają tego określenia, w formie nieprzyjemnej uwagi. To wręcz oznaka „szowinizmu”. Nie każdy kobiecy humor musi od razu być powodowany zmianą hormonalną zaistniałą pod wpływem cyklu. Cyklu, za który kiedyś podziękujecie matce naturze, gdyż dzięki niemu może będzie wam dane posiadać potomstwo z ukochaną.
Menstruacja to jedyny taki czas, kiedy naprawdę należy się kobietom wsparcie, poświęcenie odrobiny czulszej niż zwykle uwagi, by pomóc przetrwać ten trudny moment. Może to być także chęć zaznania ciszy i spokoju. Gdyż zbytnie nadskakiwanie i siedzenie nieprzytomnie nad kimś, niektórym osobom marzącym o pozostaniu samemu w takim momencie wcale nie służy. A już zwłaszcza nie pomaga to w odpoczynku i zapomnieniu o bólu. Wszystkim kobietom należy się po prostu wyrozumiałość i ewentualna troskliwa opieka. Choć należy również wziąć pod uwagę fakt, iż nie wszystkie z nas przechodzą miesiączkę w tak „drastyczny” sposób. Istnieją owszem te „szczęśliwe”, które nie odczuwają żadnych poważniejszych oznak tego kilkudniowego krwawienia. Jak to obrazoburczo brzmi „krwawienie”. 
To nic innego jak fizjologiczne złuszczanie się nabłonka macicy, który uprzednio przygotowywał się na możliwość ewentualnego zapłodnienia, a teraz pod wpływem estrogenu i progesteronu szykuje „podłoże”- swe środowisko, na nową możliwość przyjęcia zapłodnionego jajeczka, którym wedle ewolucyjnych celów ma się stać komórka, połączona z genotypem żeńskim i męskim to tzw. implantacja. Tak więc wielki pokłon i szacunek tym damom, których co miesięczne utrapienia w formie nie dysponowania psychiczno – fizycznego nie dotykają w tak silnym aspekcie. 

Co dzieję się z kobiecym nastrojem w trakcie cyklu? Skąd te jej „humory” i złość na wszystko?
Jest to wynik puli hormonalnej kierującej, wewnętrznym systemem zachodzących zmian. Cóż natomiast kryje się pod słynnym skrótem PMS? Stanowi on zespół objawów emocjonalnych oraz fizycznych występujących od kilku do kilkunastu dni przed samą menstruacją, będą notabene początkiem kobiecego cyklu. Nazwa pochodzi od angielskiego: „Premenstrual syndrome”, a towarzyszą mu: rozdrażnienie, huśtawka nastrojów, płaczliwość, poczucie zmęczenia, bolesność piersi, obrzęk ciała, wzmożone uczucie gorąca lub zmiana apetytu. Spróbujcie sobie wyobrazić choć dwie z tych dolegliwości, a może uda się wam w końcu zrozumieć ową wybuchowość i nieobliczalność w przypływie zbliżającego się okresu. 

Warto zatem zapytać w jaki sposób pomóc płci pięknej w tych trudnych dniach? Po pierwsze - zrozumienie i przymknięcie oczu na nasze zmienne i pełne frustracji emocje. To tak trochę jak opieka nad nieobliczalnym pacjentem. Gdyż jest się wówczas „niesprawiedliwą, okrutną, egoistyczną,wredną jędzą, której wszystko przeszkadza. Nawet to, że wschód jest na wschodzie, a zachód na zachodzie.” Poza uświadomiem sobie, jak silne potrafią być objawy PMS-ów, a także powstrzymaniem się od bezcelowego wyprowadzania kobiety z równowagi, będącej przecież pod wpływem burzy hormonalnej; przydałaby się dla niej również odrobina troski i współczucia, ze strony męskiego ramienia. Mała dawka czułości, ale pod żadnym pozorem nie tej kojarzonej ze zbytnią intymnością! Mam na myśli raczej delikatność, w postaci całkowitej chęci pomocy w przetrwaniu tego comiesięcznego cyklu. Wyrozumiałość bez słów, bez proszenia. Inteligentna opieka. Subtelność w gestach, słowach.
Ciepła herbata, przykrycie kocem, w obliczu silnych dolegliwości bólowych. I mała pamięć o ukochanej: przytulenie, skombinowanie termoforu, bycie przy niej. A może w końcu odrobina przyjemności w postaci miłej niespodzianki? W tym czasie wystarczyłoby cokolwiek, aby móc tylko pokazać jak ważną jest dla nas osobą, a także jak bardzo się o nią martwimy i chcielibyśmy jej pomóc. 

Nie powinno się zatem wymagać tego dnia od kobiety zbyt wiele. Opowiadaj jej o czymkolwiek, mów do niej. Pozwól jej słuchać, być, nie oczekując niczego w zamian. Po prostu pomóż jej się odprężyć, zapomnieć. Nie przerażaj się potokiem łez, to tylko większa tkliwość niż zwykle. Zaopiekuj się nią bardziej ten jedyny raz w miesiącu...  

14 kwietnia 2009   Komentarze (1)

Zmienność, Sprzeczność

11 kwietnia 2009   Dodaj komentarz

Siła charakteru i możliwości Kobiet

Bezpowrotnie minęły czasy uwiązanej zależności płci pięknej od mężczyzn. Dzisiaj wyraźnie da się dostrzec mankamenty takich relacji. Relacji, na skutek których, trzeba było błagać o pomoc, mobilizacje do działania ów jegomościa. Współczesne kobieta ma siłę, możliwości, potencjał do działania. Do radzenia sobie samej. 

Mężczyźni? Że niby są niezbędni do funkcjonowania? Cóż za bzdura! Kobieta potrafi, ba! może sobie sama poradzić
ze wszystkim. Począwszy od malowania ścian, trudniejszych prac przy gospodarstwie domowym, a skończywszy na mechanice samochodowej, hydraulice. Mężczyźni… tak - „ciepłe kapcie i ciche pierdy” - ten cytat Edyty Jungowskiej idealnie obrazuje współczesnych panów. Nie ma co ukrywać – ten przesympatyczny facet zza rogu, ów przystojniak z przystanku autobusowego, czy w końcu zawsze dowcipny brunet zza lady – tak, oni wszyscy oczarowują tylko na pierwszy rzut oka. To taka idealna figurka do podziwiania. 

Mężczyźni, chciałoby się powiedzieć - faceci (w końcu, ten wyraz jest dostatecznie negatywnie nacechowany by go tutaj przywołać) – swoje umiejętności, zaradność, chęć pomocy wykorzystują tylko i wyłącznie do zaimponowania przy pierwszych podrygach nowej znajomości. Muszą czymś zaistnieć, a nic tak nie podnosi ich reputacji, jak „niezastąpienie” i udowodnienie swojej wartości w oczach kobiet. Kobiety powinny się uczyć polegać tylko i wyłącznie na sobie! Na Panów nie ma co liczyć… zwłaszcza gdy będzie się miało z nimi dostatecznie dużo do czynienia. Czy to kontrowersyjny pogląd? Tak oczywiście. Szkoda tylko, że tak bardzo prawdziwy. Ów „Pan domu” nigdy nie znajdzie odpowiedniego momentu, chęci by pomóc, naprawić coś w domu. Zawsze będzie istniała lepsza wymówka, brak czasu.
Zaradność kobiet i ich łatwość przystosowania praktycznie do każdej sytuacji wydaje się wręcz godna podziwu. Kto tak jak my znosi ból, zwłaszcza fizyczny; stres? Któż ma tyle cierpliwości i zapału do działania, ambicji? Kto jak nie my, wkłada całe swe serce w każdy czyn?
Nie oszukujmy się, kobiety są niezastąpionymi szefami, matkami – a to duży sprawdzian umiejętności, przystosowania do życia, organizacji czasu i godzenia obowiązków oraz własnych i cudzych potrzeb. Od kobiet aż emanuje dokładność, poświęcanie się danej sprawie. Nigdy niczego nie robimy na przysłowiowe „odwal się” a panowie? No cóż tu już rolę znaczącą odgrywa charakter.

Kobiety… nawet jeśli chodzi o potrzeby seksualne jesteśmy w stanie poradzić siebie same.. Wizja świata - rodem z „Seksmisji”, wydaje się na tyle obrazoburczo możliwa i prawdziwa, iż nie stałoby się nic strasznego, gdyby faktycznie miała miejsce. Nawet nie potrafię wymienić zalet mężczyzn, sensowności ich istnienia, poza reprodukcją. Owszem Panowie są fantastyczni w momencie pierwszych zalotnych spojrzeń, tego dreszczyku emocji, kiedy hormony odbierają nam racjonalny pogląd na rzeczywistość. Wówczas wszystko jest takie „cudowne” „bajkowe”. Tylko ile czasu będzie trwałą taka sielanka? Mężczyźni zapominają o podstawowej zasadzie. Raz „upolowana” „zdobycz” nie zawsze będzie ich własnością. Po prostu spoczywają na laurach. „Przecież już jesteś tylko moja, zbędny jest jakikolwiek wysiłek, starania. Teraz w końcu mogę odpocząć” ...bo co? Bo jesteśmy na tyle naiwne ze zawsze będziemy wam usługiwać i ułatwiać życie? Ponieważ w końcu gdy znudzi się nam marudzenie same zajmiemy się tym co nam przeszkadza? No właśnie SAME się zajmiemy, SAME naprawimy, SAME załatwimy. 
Postać mężczyzny we współczesnym świecie kobiety jest zbędna. Narzucona na skutek odwiecznych powtarzających się rytuałów, popędów. Głupoty mózgu, który w pewnym momencie pobudza na tyle silnie zegar biologiczny, że kobieta aż kipi – „potrzebne Mi dziecko”. To pozostałość ewolucji. Nie mówię, że nie słuszna - ale często zgubna pozostałość. 


„Małżeństwo nie powinno być zawierane w stanie chorobowym, jakim jest tak zwane zakochanie. To powinno być prawnie zakazane. Jeśli nie przez cały rok, to przynajmniej od marca do maja, kiedy ten stan staje się z powodu zakłócania mechanizmu wydzielania hormonów powszechny i objawy szczególnie nasilone. Powinno się najpierw iść na odwyk, porządnie się odtruć i potem dopiero powrócić do myśli o małżeństwie.” 
J.L.Wiśniewski „S@motność w sieci”


Właśnie.. spójrzmy na rzeczywistość racjonalnie. Uczmy się zaradności w każdej sytuacji. Nie polegajmy naiwnie na facetach, to nic nie da - zawsze zostaniemy ze wszystkim same - wiec same bądźmy przystosowane różnych ewentualności i problemów. Zero zależności – najlepsza wskazówka, a jak bardzo podniesie nasz poziom samooceny! W końcu: „wszystko potrafię wykonać sama, nie potrzebuje do tego niczyjej pomocy”. 
Owszem udawajmy głupiutkie, nieporadne istotki w momencie, gdy chcemy by ów Pan się wykazał, zaimponował nam, póki jeszcze ma ku temu chęci – to skuteczna, przemyślana taktyka. Zresztą - jak miło popatrzeć na zaangażowanie mężczyzn i te ich zadowolenie, jak to mogli okazać się przydatni. Ów błysk w oku i założenie haczyka na takiego pana. To przemyślane kroki. To dobre rozwiązanie, przyjemne. Jednak miejmy tajna broń w zanadrzu - umiejętności wybrnięcia z każdej sytuacji, bez litosnego błagania o pomoc. A także te przekonanie, iż jednak mimo wszystko radzimy sobie doskonale bez nich – bez facetów. 

 

09 kwietnia 2009   Komentarze (9)

Współcześnie zagubiona kobiecość

 

Jakże smutne bywa zatracenie się w dzisiejszym świecie i pogubienie wartości i cech przypisywanym każdej z płci. W czasach, w których ów trend i dążenie do niezależności przyczyniło się do zapomnienia czym jest kobiecość, jak wielka i eteryczna jest ona siłą. Dlaczego kobiety nie chcą być kobietami? Dlaczego przestają nimi być w pełnym tego słowa znaczeniu? Kobiecość? Dziś chyba kojarzona tylko i wyłącznie z erotyzmem. Nadmiernie wyeksponowaną seksualnością… czasami przekraczając granice dobrego smaku. W końcu tylko takie kobiety niestety przyciągają wzrok mężczyzn. Ileż kobiet dzisiaj nie potrafi po prostu być zniewalająca, uwodzić sobą, intuicyjnym sposobem bycia, będąc przy tym po prostu naturalną, normalną przeciętna osobą.. Jak bardzo w swej agresywności i stawianiu żądań i wytyczaniu granic przypominają mężczyzn. Cóż nami tak kieruje? To nie wiarygodne jak dajemy się łatwo omamić ideałom piękna prezentowanym w mediach. Jak bardzo kreują one nasze gusta.

Kobiecość.. Zabiła ją historia, a może dążenie do jej zmiany? Zbyt pochopne i gwałtowne. Feministyczny ruch początku XXw. w swej determinacji zatracił wszystko, co było kojarzone z płcią piękna do tej pory. Chyba właśnie przez to gdzieś po drodze zagubił się szacunek mężczyzn do kobiet. Ta nutka romantyzmu, której dziś tak mocno – nam kobietom brakuje. Aktualnie mamy prawie wszystko, o co tak walczyłyśmy – możliwość kariery, dostęp do edukacji, pewna nobilitację w społeczeństwie, niezależność. Właśnie. Niezależność stała się dla nas wyznacznikiem odejścia od kreacji słabej, bezbronnej, wiecznie potrzebującej opieki istotki. Zwłaszcza na przestrzeni wieków gdy powszechny obraz kobiety jako jednostki społecznej, silnie tłumił nasze pragnienia i możliwości. Kobieta powszechnie była przeznaczona do rodzenia, dzieci. W późniejszych epokach także ich wychowywania. Dom stanowił sferę jej jedynych zainteresowań. Tak przynajmniej być miało, powinno. Wiadomo jednak, iż nic nigdy nie jest krystalicznie przejrzyste. Także zdarzały się kobiety walczące o swą pozycję, zmieniające status społeczny, kobiety silne i kierujące mężczyznami. Na to jednak potrzebny był nie lada twardy charakter przeciwstawiający się społecznej dezaprobacie. Tak duża dawka samozaparcia i pewności siebie powinna być nam dzisiaj już zbędna. W końcu mamy możliwości do rozwoju i stawiania na swoim. Mamy?  
Kobiety współcześnie przyzwyczaiły się do ciągłej potrzeby rywalizacji z mężczyznami. To nowa natura i okoliczności wynegocjowały i wypracowały w naszej rzeczywistości ten niecodzienny obraz - płci pięknej nie pozwalającej sobą pomiatać i dopuścić do dominacji nad sobą. Wciąż musimy rywalizować z mężczyznami o stanowisko, aprobatę, akceptację. Zresztą nawet bez nich drzemie w nas tyle determinacji i woli walki, iż nie pozwolimy siebie łatwo usidlić, pozwolić łatwo wejść sobie na głowę, odpuścić. Poniekąd przejęłyśmy role mężczyzn. Nawet ich zachowania czy też ruchy. Kobieta nawet w spódnicy nie zawsze potrafi pozostać kobietą.
Agresywność, wulgarność, przerażające wieczne stawianie na swoim, bezpośredniość, brak zahamowań – to tylko niektóre z plag zabijających kobiecość. Owszem powinny istnieć w jakimś wymiarze w każdej osobowości, jednak nie dominować nad nią znacząco, na tyle, iż współcześnie można powiedzieć, iż wielu kobiet należy się bać.
Zatraciliśmy się w swych rolach, powołaniach społecznych, wymieszaliśmy się na tyle, iż nic już nie jest ani czarne ani białe. Wszystko stało się szaro-burą breją. Mężczyźni zniewieścieli, kobiety zmężniały. A mimo to uważam, że wciąż brakuje nam tego wyraźnego podziału na rzeczy i zachowania, męskie oraz kobiece. Tej granicy, która ma nas do siebie przyciągać, a nie zatracać w sobie, na tyle skutecznie, że poza fizycznymi cechami ciężko nam już odróżnić siebie nawzajem. Zresztą już nawet wygląd nie jest wyznacznikiem danej płci…


Czymże więc powinna być kobiecość?
Kobiecość to tajemniczość, delikatność, uwodzenie, uśmiech, nie perwersja tylko nieznaczne, ale sugestywne sygnały, pewność siebie, zwłaszcza pod względem wyglądu; odpowiednie ruchy ciała, to w końcu osobowość. To nie są cechy słabej i psychicznie niedostosowanej do rzeczywistości osoby. To są cechy, które należy umiarkowanie przemieszać z ambicją, odwagą, fascynacją, stawianiem na swoim. Ale z rozwagą. To taka mała mikstura, przy której wszystko musi współgrać.
Kobiecość – gra słów..


07 kwietnia 2009   Dodaj komentarz
Czerwone-szpilki | Blogi